Weekend zapowiadał się rodzinnie i takiż był. Zawitaliśmy na przystani u Renaty i Saywieha około 17:00, po krótkim czasie dojechała rodzina Ignisdei, a pod wieczór udało się dotrzeć Julesowi pomimo kłopotów z wehikułem na czterech kołach.
Może na początek pokażę, gdzie dokładnie byliśmy. To ten czerwony marker na mapie :-)
Jezioro nazywa sie Sarcz, a baza jest w wypożyczalni sprzętu wodnego którą prowadzi lepsza połowa Wieśka przy jego pomocy. Zostaliśmy przywitani i ugoszczeni jak zwykle bardzo ciepło. To dopiero nasze drugie spotkanie, a czuliśmy się u Gospodarzy jak u siebie. Na miejscu jest do dyspozycji sprzęt wodny (kajaki, łódki, rowery wodne, żaglówki), plaża, pomost i przepiękne, pełne grzybów lasy. Cóż więcej potrzeba? Ano czystego nieba! :-) A i to było!
Popołudnie i wieczór minęły pod znakiem rozmów, zabaw dziecięcych i prób wędkowania. Był też wypaśny grill. A propos grilla, zauważyliśmy, że wnętrze Synty pachnie jak... grill. Czyżby Chińcyki czernili tubus węglem drzewnym?... Ponieważ żadne słowa nie zastąpią obrazów, niech przemówią zdjęcia!
Widok na jezioro i strażnik Teksasu :-) "
Hobo! Do budy!"
Pan na włościach we własnej osobie czyli Saywiehu.
Szybkie rzucenie oka Syntą na zachodzące Słoneczko.
Próby wędkowania. Ignisdei i jego walka z wędką oraz para młodych wędkarzy - Dominika z Emilem.
No i nareszcie zaczęło się ściemniać!
Teraz akcja położenia dzieci i żon spać, wypakowanie sprzętu no i balanga! Warunki na przystani są przednie... no może oprócz halogena z czujnikiem ruchu który lubił się włączać cokolwiek za często. Bez niego było ciemno, a jedyne światło dawały gwiazdy i Droga Mleczna. Było tak ciemno, że niektórzy wpadali na puszki z napojami chłodzącymi które dziwnym trafem się przewracały ;-)
Co obserwowaliśmy?
WSZYSTKO CO SIĘ DAŁO! Dla mieszczucha pod ciemnym niebem każdy obiekt jest nowy i każdy jest odkrywany na nowo. Hichoty, M31, M13, M27, M71, M57, M56, M76, Albireo, Veil (wschodni i zachodni)... To tylko skromny wybór obiektów które "padły" tej nocy. Z Julesem i z pomocą Taki's 8,5mag Atlas wzięliśmy się za wyszukiwanie małych mgławic planetarnych NGC6543, NGC6826 i NGC7662. Z powodzeniem! Jules przy swojej Syncie 8", ja przy Maku 5" znajdowaliśmy jedną po drugiej.
Oto fotka jednej z nich w projekcji z Makiem:
Wiesiek z Ignisem testowali okulary w Syncie i szaleli po niebie aż Dobson trzeszczał. Najczęściej w użyciu był RKE 32mm, świetny do mgiełek, ale ten astygmatyzm... Około 3 rano przenieśliśmy się na drugą stronę zagajnika aby zmierzyć się z gwiazdozbiorami zimowymi które właśnie zaczęły się pojawiać na wschodzie. Tu niebo nie było już takie ciemne, ale nie przeszkodziło nam to w podziwianiu M1, M42, Plejad, M35 i innych perełek. Niestety ja musiałem już wracać do domku, bo córka obudziła się i poprosiła o butelkę z piciem która została na przystani. Odprowadził mnie Wiesiek który wrócił do reszty chłopaków. Podobno skończyli ok. 5:00 :-)
Po krótkim odespaniu nocki przywitał nas piękny, słoneczny dzień i zieleń lasu. Ignisdei z rodziną zdążyli już nazbierać grzybów! Oto prezentacja:
Po śniadaniu oddaliśmy się sportom wodnym...
Aby rozbudzić sennego Julesa, Saywiehu na poczekaniu sklecił filtr słoneczny do Skyluxa.
I oto:
Ignisdei opuścił nas wcześniej mając w planach jeszcze imprezę rodzinną, Jules po południu wyjeżdżał pełen złych przeczuć co do możliwości dojechania do domu bez "przygód" (udało się!), a my posiedzieliśmy jeszcze kontemplując wieczorną ciszę jednego z ostatnich tak ciepłych weekendów w tym roku.
Czas do domu...
Renata i Wiesiek - dziękujemy za gościnę i prawdziwie rodzinną atmosferę! To na pewno nie było ostatnie spotkanie :-)