Zanim wyszli na scenę konińskiego klubu Oskard, wszystko wyglądało normalnie - ludzie gadali, pili piwo, śmiali się, a w tle leciało plumkanie Pata Metheniego... a potem się ciemniło, jakby pod ciężarem śmiechu, rozmów, plumkania i promili w piwie, przestrzeń się zapadła i nagle... ŁUP!
Hands off! Don`t touch my soul! - nasz hymn! Poszło... gęsia skóra, prąd po plerach, włosy dęba! Ale czad!
Chłopaki zagrali potem kilka kawałków z nowej płyty - cudownych! Właśnie zakończyli podróż po krajach takich jak Francja, Hiszpania, Belgia, Holandia, Szwajcaria czy Niemcy... ale grają tak samo genialnie jak wtedy, gdy pierwszy raz słyszeliśmy ich na żywo podczas koncertu w Poznaniu w Blue Notcie. Widać i słychać, że muzyka to ich życie, że bawią się nią, może dlatego czujemy do siebie taki sentyment, bo podobni jesteśmy w tym przeżywaniu swoich pasji...
Bartek pięknie prowadził linie melodyczne, ale razem z Monią i Marvazem wtórowaliśmu mu ile sił w płucach!
Znamy przecież ich płytę Surrevival na pamięć... ale oprócz repertuaru z tej płyty poszły pod mikrofon jeszcze takie cudeńka, jak zespołu The Moody Blues - Nights in White Satin:
czy Pink Floydów - Whish You Were Here:
Oba covery zagrali cudownie! Już za nimi też support przed koncertem FISHa w Warszawie i Krakowie... Możecie o tym poczytać na ich stronie -
QUIDAM...
Na koniec koncertu Bartek powiedział słowa, które zapadły nam w serce już na zawsze... Bartek! Nigdy Ci tego nie zapomnimy! Dzięki!
Dziękujemy całemu zespołowi QUIDAM za wspaniałą ucztę dla ducha i ucha! Nie zapomnijcie też o naszej wstępnej umowie, bo bez Was to już nie będzie tak jak mogłoby być... choć jeśli Wam się nie uda, to i tak będziecie z nami... choć tylko na CD...
DO ZOBACZENIA W JEZIORACH MAŁYCH 17 listopada!!!
P.S.
Dziękujemy również Radkowi bez którego pewnie do teraz krążylibyśmy po Koninie jak konie po betonie...
Chodzą też słuchy, że skład Quidamu ma się powiększyć... ;-)