Zlot, który odbył się w dniach 13-16 września 2007 roku organizowało Astro-Forum. Postanowiliśmy przyjechać już we czwartek, by maksymalnie zwiększyć prawdopodobieństwo trafienia pogody. Po dotarciu do Międzylesia czekała nas jeszcze 10-cio kilometrowa przejażdżka górską, krętą drogą na wysokość ok. 860 m n.p.m.
Tam znajdowała się główna baza - Ostoja - prywatne schronisko położone w miejscu wymarzonym dla każdego astroamatora. Wysokość i otwarcie na południe sprawia, że jest to wymarzone dla nas, astromaniaków miejsce. Dodajmy do tego panujące tam egipskie ciemności. W sumie można śmiało powiedzieć, że z Jodłowa dostępne jest jakieś 70% nieba. Naprawdę ciemnego nieba.
Przez cały tan czas przyglądały się nam miejscowe zwierzaki. W końcu nie co dzień zjawia się 60 dwunożnych stworzeń z lunetami, które na parę dni zmieniają tryb życia z dziennego na nocny...
Większość ludzi, tak jak my, przyjechało już we czwartek. Widok zachmurzonego nieba nie nastrajał nas zbyt pozytywnie. Jednak wierząc w dość dobre prognozy ICM i Weather.com przystąpiliśmy z Emdem i Karolem do rozwijania sprzętu. Większość ludzi patrzyła się na nas dość dziwnie. Ale my byliśmy twardzi mimo znacznego zachmurzenia. Miało się wypogodzić na noc i się wypogodziło! Prognozy okazały się trafne. Na pierwszy ogień poszła M31 - królowa galaktyk. Razem z Emdem stwierdziliśmy, że nie będziemy marnować cennego czasu na eksperymenty z mniej popularnymi obiektami.
W przerwach gdy nasze sprzęta zostawialiśmy samym sobie, raczyliśmy się w tej oto sali, znakomitym bigosem. Dodam, że właściwie cały dom urządzony jest w tym stylu. Pełen starych przedmiotów użytkowych, których zastosowania - przynajmniej niektórych - trudno się było domyślić. Kto na przykład pamięta do czego służy centryfuga? Po prostu istne muzeum. Największy mój ubaw wzbudzał portret tow. Wiesława nad sedesem.
Mając obok sprzęt Karola - czyli Syntę 200/1200 oraz refraktorek AstroTech na świetnym montażu azymutalnym Vixena, można było sobie urozmaicić czas oglądaniem różnych obiektów pod ekstremalnie ciemnym niebem. Podziwialiśmy też gwiazdę sprzętową zlotu - montaż AP900 Jesiona. Kilka lat temu takie sprzęt był poza zasięgiem polskich astroamatorów. A dzisiaj proszę - AP900, AP1200, jest też Paramount i co najmniej dwa NJP. O EM200 nie wspomnę.
I tak walczyliśmy do rana. A woda płynęła po sprzęcie. Niestety wilgoć dawała się we znaki. Mieliśmy istny festiwal suszarek. Do legendy zlotów przeszła już opalarka Sumasa. Emde smażył jednak dzielnie galaktykę w Trójkącie - M33.
Ja zajmowałem się w tym czasie Plejadami. Córy były smażone aż nastały pierwsze zorze:
Gdy nadszedł już świt zaczęliśmy się zwijać. Myślicie że to wszystko? Nie ma lekko - my, użytkownicy cyfrowych lustrzanek musimy jeszcze dorobić "darki" (zdjęcia z zasłoniętym deklem, które pozwalają zredukować szum). Już po jasnemu, ok. 5:30 przywitała nas Wenus, która zaskoczyła nas wschodząc nad górami ze swoim -4,5 magnitudo jasności. W pierwszej chwili chcieliśmy natychmiast dzwonić do redakcji programu "Nie do wiary". Śpiewając "Kiedy ranne wstają zorze" dowlekliśmy się do naszego domku żeby w końcu się wyspać.
Tak oto nastał dzień następny. W piątek pogody nie było. Co się działo w dzień nie pytajcie, bo odsypialiśmy nockę. Po południu wybraliśmy się z Karolem na czeskie turystyczne przejście graniczne do którego z Jodłowa jest zaledwie godzinkę spacerkiem przez las. W sobotę postanowiliśmy trochę zwiedzić okolicę. Najpierw pojechaliśmy do Czech, zrobić strategiczne zapasy piwa - każdy piwosz wie, że czeskie piwo jest jednym z lepszych na świecie. I jeśli ktoś myśli, że Pilzner z polskiego sklepu smakuje tak, jak ten z Czech, jest w grubym błędzie. Później pojechaliśmy do Międzygórza na kawę, gdzie obejrzeliśmy wodospad Wilczki.
Następnie pojechaliśmy do - ponoć - kurortu - Długopole Zdrój. Uzdrowisko to słynie ponoć z leczenia wątroby. I robi to chyba dość niekonwencjonalnie, bo spotkaliśmy sporą ilość nawalonych osób. Później zwiedziliśmy ruiny zamku Szczerba niedaleko Różanki.
Po powrocie do bazy niebo zaczęło się przecierać a nasz "Zubilewicz" - czyli Papatki - przepowiedział nam zdalnie z Leszna dość pogodną noc. Nie pozostało nam nic innego niż rozłożyć sprzęty.
Dużym zainteresowaniem cieszył się NJP Emdego - zwany potocznie pancerfaustem, z FSQ na pokładzie:
Słońce zachodziło a wiatr znacząco zmalał co uspokoiło nas i nasze montaże:
Mimo, że te resztki wiatru telepały trochę naszym sprzętem a cirrus przewalał się co chwilę przez znaczne obszary nieba, Emde sfotografował znakomitą "Trąbę Słonia" - fragment mgławicy IC1396:
Impreza zakończyła się w niedzielę. My pojechaliśmy już do południa. Dziękujemy organizatorom za zrobienie tak świetnego zlotu. Jeśli w następnym roku też się odbędzie, Astronoce na pewno się stawią.
A tu małe Post Scriptum: