Piękna bestia - test lornetki Nikon WX 7x50 IF
W kwietniu 2017 roku na rynku pojawiła się seria lornetek Nikona WX IF obejmująca, jak na razie, dwa modele: 7x50 i 10x50. Sam producent reklamuje je jako sprzęt przeznaczony do obserwacji astronomicznych. Lornetki natychmiast wywołały szum wśród miłośników obserwacji obuocznych oraz ożywione dyskusje poruszające na przemian, to temat ich właściwości optycznych, to ich ceny.
Ponieważ jednak w niniejszej recenzji skupię się na zagadnieniach sprzętowych, kwestię ceny pominę, poruszając wartości, jakie Nikon WX proponuje obserwatorowi. Do recenzji wybrałem model 7x50, głównie ze względu na większe odsunięcie źrenicy wyjściowej i możliwość objęcia całego pola widzenia w okularach korekcyjnych. Oto garść moich wrażeń z kilkudniowego spotkania z tą lornetką.
Początki, czyli pierwsze wrażenia...Lornetka dostarczana jest w ogromnym, jak na parametry lornetki, kartonie, który skrywa kuferek z lornetką. Już sam kuferek jest wart opisania. Sprawia on wrażenie bardzo solidnego i faktycznie jest świetnie wykonany. Ma gumowe, prawdziwie antypoślizgowe nóżki, dwa rygle, a jego projekt przewidział nawet piankową podkładkę pod rączkę. Podkładka tłumi stuk kładzionej rączki i amortyzuje ewentualny zbyt duży nacisk rączki na wieko kuferka. Wieko wyściełane jest od środka miękką karbowaną gąbką, a główna komora wyłożona jest idealnie wyprofilowaną twardą pianką z wnęką na pasek i małe akcesoria oraz osobną przegródką na instrukcję obsługi i adapter statywowy.
Oprócz kuferka i samej lornetki w skład zestawu wchodzą dwa paski: jeden do kuferka, drugi do lornetki, futerały ochronne na obiektywy i okulary, adapter statywowy TRA-4 oraz wielojęzyczna instrukcja obsługi (również po polsku).
Wybrane akcesoria pod lupąWarto poświęcić nieco czasu zaślepkom na optykę. W przypadku serii WX to raczej skórzanopodobne futerały – jeden zintegrowany na okulary i dwa osobne na obiektywy. Te trzy elementy ochronne połączone są sznurkiem z karabinkiem i ściągaczem. Na pierwszy rzut oka całość sprawia wrażenie systemu dość skomplikowanego, ale jest on prosty i dobrze przemyślany – wystarczy poluzować ściągacz i zsunąć futerały. Frontowe ścianki futerałów są utwardzone, co zabezpiecza zewnętrzne soczewki obiektywów i okularów.
Drugim ciekawym elementem wyposażenia lornetki jest metalowy adapter statywowy dedykowany serii WX. Jego stopka wyposażona jest w standardowe gniazdo gwintowe 1/4", a sama ma kształt minidovetaila. Złącze od strony lornetki to zacisk na oś centralną mostka. Aby nasunąć złącze na oś, trzeba całkowicie odkręcić śrubę i zdjąć boczną część zaciskową. Żeby to zrobić, należy mieć przy sobie drobną monetę, bo śruba nie ma motylka. Po dopasowaniu adaptera do osi wystarczy nałożyć i dokręcić zacisk. Choć nie jest to czynność trudna, wymaga ostrożności i uwagi, bo przy zaangażowaniu obu dłoni do zamocowania adaptera można zapomnieć o lornetce... Zacisk jest solidnie ogumowany, co zapobiega porysowaniu osi centralnej lornetki i zapewnia pewne połączenie. Odłączenie adaptera od lornetki również wymaga pewnej zręczności, szczególnie podczas próby wysunięcia ogumowanego złącza z osi. Ponownie, pamiętajmy o zachowaniu ostrożności.
Mechanika, optyka i nieco ergonomii...Zabierzmy się w końcu za samą lornetkę. W sieci można znaleźć wiele komentarzy, że jak na parametry 7x50/10x50 Nikony WX są duże i ciężkie. To prawda, są ciężkie. Model 7x50 waży 2421 gramów. Natomiast rozmiar lornetki jest determinowany konstrukcją optyczną, która musi sprostać wyśrubowanym parametrom. Konstrukcja lornetki jest niezwykle solidna, a chociaż lornetka wygląda nietypowo, po krótkim czasie przyzwyczajamy się do niej i przestaje być ona „potworkiem”. Zaczynamy postrzegać ją jako całkiem zgrabny sprzęt optyczny. To w dużej mierze zasługa dobrze wyprofilowanej do chwytu centralnej części tubusów oraz prawidłowego wyważenia lornetki. Wspomniana już centralna część tubusów jest oklejona twardą, fakturowaną gumą, niezbyt antypoślizgową, ale przyjemną w dotyku.
Regulacja rozstawu okularów pracuje bardzo pewnie i na tyle ciężko, by rozstaw raz wyregulowany trzymał ustawienie. Idealnie skalibrowana podziałka ma zakres 60–75 mm, ale rzeczywisty zakres to 58–80 mm. Trzeba jednak pamiętać, że przy ustawieniach bliskich minimalnym należy przed obserwacjami urwać sobie nos. Mało przestrzeni między tulejami okularów może być powodem do narzekań dla osób o wąskim rozstawie oczu. Taki to już urok dużych okularów o soczewkach ocznych o średnicy 30 mm oraz tulejach okularowych o średnicy zewnętrznej 57,5 mm. Przy moim rozstawie oczu 64,5 mm, obserwując bez okularów korekcyjnych nie zmieściłem nasady nosa między tulejami okularów WX i aby komfortowo przyłożyć ich ogumowane końcówki do oczodołów i odciąć boczne światło, musiałem rozszerzyć tubusy lornetki do 69 mm. W okularach korekcyjnych problem znika, ponieważ tuleje okularowe są maksymalnie skręcone, a ich ogumowane końcówki opierają się na szkłach okularów korekcyjnych, a nie oczodołach, z dala od nasady nosa.
Indywidualna regulacja ostrości w okularach, jedyne słuszne rozwiązanie w przypadku lornetki astronomicznej, również działa bez zastrzeżeń, jest płynna w całym zakresie obrotu, a grube karbowanie (bez ogumowania) ułatwia kręcenie okularami. Każdy z okularów ma podziałkę dioptrii od +4 do -5, jednak zakres obrotu sięga od ok. +6 do ok. -8. Tu również podziałka jest idealnie skalibrowana. W przypadku serii WX okulary wyposażone są w regulowane obrotowo tuleje, zakończone płytkimi, gumowymi muszlami, które są wygodne, choć ich dopasowanie do oczodołów zawsze jest kwestią indywidualną obserwatora. Ciekawym szczegółem konstrukcyjnym jest regulacja wysuwu tulei. Zakładając, że pozycja 1. jest przy maksymalnie wkręconych muszlach, pozycja 2. blokuje się po 5 mm, kolejna po 3 mm, kolejne dwie po ok. 1,5 mm każda, i ostatnia, skrajna, również po ok. 1,5 mm, co razem daje nieco więcej niż 12,5 mm. Daje to możliwość całkiem dokładnego dopasowania wysuwu tulei do swoich potrzeb. Dla mnie, najwygodniejszym ustawieniem podczas obserwacji bez okularów korekcyjnych była pozycja 2. i 3.
Soczewki obiektywów powleczone są warstwami antyodblaskowymi o zabarwieniu żółtozielonkawym, pryzmaty niebieskawym, a okulary żółto-seledynowym.
Powierzchnie obiektywów w niewielkim stopniu odbijają światło. Źrenice wyjściowe są idealnie okrągłe, a ich okolice praktycznie czarne, bez widocznych jasnych obszarów. Wnętrze tubusów jest czyste, w pełni wyczernione i zmatowione, a system podwójnej diafragmy za obiektywami powinien z powodzeniem zapobiegać powstawaniu odblasków. Całości dopełnia idealne dopasowanie tulei muszli ocznych do wartości odsunięcia źrenicy wyjściowej.
A co z ergonomią?Odsunięcie źrenicy wyjściowej jest na tyle komfortowe (wartość specyfikacyjna 17,7 mm), że obserwując bez okularów korekcyjnych mamy do dyspozycji cały zakres regulacji wysuwu tulei okularowych. Natomiast okularnicy obejmą niemal całe, imponujące pole widzenia przy tulejach całkowicie skręconych. Niemal, ponieważ aby objąć je całe, trzeba nieco docisnąć muszle oczne i minimalnie rozglądnąć się wokół. Chodzi tu dosłownie o kilka ostatnich procent pola widzenia.
Soczewki oczne okularów są płytko osadzone, co w połączeniu z wartością odsunięcia źrenicy wyjściowej sprawia, że przy tak szerokim polu widzenia komfort obserwacji w modelu 7x50 jest rewelacyjny. Rzęsy nie muskają soczewek okularów, a w zimne, wilgotne noce okulary nie powinny zbyt szybko zaparowywać.
Dzięki dobremu wyważeniu lornetki, możliwe są dość komfortowe krótkotrwałe obserwacje prowadzone „z ręki”, jednak przy jej wadze i szerokim przekroju tubusów ramiona i kciuki męczą się szybko, co sprawia, że jeszcze szybciej docenimy adapter statywowy dedykowany serii WX. Oczywiście w połączeniu z solidnym statywem i głowicą. Precyzyjna regulacja ostrości również wymaga ustabilizowania lornetki i swobodnego dostępu do okularów, jednak w tym przypadku przychodzi nam z pomocą pewna cecha lornetki, o której niebawem.
Podsumowując, zarówno wygląd lornetki, jak i wrażenia po oględzinach mechaniczno-optycznych, wysyłają nam jednoznaczny przekaz – mamy do czynienia z instrumentem spełniającym najwyższe standardy wykonania.
Wrażenia obserwacyjneObserwacje w dzień potwierdziły, że optyka WX 7x50 to istne dzieło sztuki. Kryształowo czyste, jasne i kontrastowe obrazy o naturalnej kolorystyce, ostre w całym, ogromnym i płaskim polu widzenia. Dosłownie w całym! Sama jego szerokość w połączeniu z obserwacjami obuocznymi dają niesamowite wrażenie. Jakbyśmy byli 7 razy bliżej obserwowanej sceny bez dostrzegalnych wad optyki, którą mamy przy oczach. Nawet w przypadku zerkania na boki nie mamy poczucia, że coś nas ogranicza. Dlatego obrazy wydają się tak naturalne. Delikatna aberracja chromatyczna pojawia się jedynie blisko diafragmy i jest widoczna tylko na ostrych, kontrastowych krawędziach. Dystorsja poduszkowa jest świetnie skorygowana. Potwierdziło się również przypuszczenie o niemal doskonałej kontroli odblasków i duszków.
Wrażenie jest uderzające, wręcz trudno uwierzyć, że można tak świetnie zredukować odblaski przy tak skomplikowanej optyce i szerokim polu widzenia. Bardzo delikatne obniżenie kontrastu widoczne jest jedynie w specyficznych warunkach z jasnym niebem nad polem widzenia z ciemnym kadrem. Tak czy inaczej, nie ma się do czego przyczepić.
Podczas obserwacji uderza też duża głębia ostrości (to właśnie ta cecha, o której wspomniałem wcześniej). Dzięki niej nie musimy bez przerwy korygować ostrości w sporym zakresie odległości przed i za obserwowanym obiektem, co łagodzi wpływ zastosowania indywidualnej regulacji ostrości w okularach podczas obserwacji dziennych, np. ptaków.
Diafragma pola widzenia odcina się ostro i zabarwiona jest intensywnie niebieskim cienkim pierścieniem.
Test minimalnej odległości ostrzenia wypadł zaskakująco. Uzyskałem ostry obraz na obiektach oddalonych o około 6 metrów, co jest wynikiem w przybliżeniu dwa razy lepszym niż wartość specyfikacyjna (12,3 metra).
Na koniec kilka dodatkowych słów o adapterze statywowym TRA-4. Po podłączeniu do lornetki położenie stopki adaptera wypada dokładnie pod środkiem ciężkości, co zapewnia świetny balans całości. Jednak konstrukcja lornetki i wąska przestrzeń między tubusami obiektywów wymusiły również wąski profil adaptera, co w połączeniu z jego długim ramieniem powoduje podatność na drgania boczne przy trąceniu 2,5-kilogramowej lornetki. Podejrzewam, że ogumowanie zacisku adaptera również wprowadza pewną elastyczność w połączeniu z osią lornetki.
Przejdźmy teraz do wrażeń z obserwacji nocnych. W trakcie „mojego” tygodnia z Nikonem WX trafiłem na wyjątkową noc w okolicy nowiu. W połowie października miałem do dyspozycji ponadprzeciętne warunki jak na tę porę roku: 14° C, lekki wietrzyk, brak wilgoci i bardzo dobrą przejrzystość. Udało mi się wygospodarować wieczór i spędziłem z lornetką godzinę pod ciemnym niebem. Pole widzenia zmierzone na gwiazdach oszacowałem na 10,9°, co jest wartością o 0,2° większą niż podana w specyfikacji. I jest to pole, z którego nic nie tracimy przez nieostrość czy komę. Całe pole widzenia jest jednolite jakościowo. Gwiazdy są punktowe i ostre po samą krawędź diafragmy, a ich kolorystyka jest wyraźna. Jak to się mówi: „szpileczki”. Jedynie najjaśniejsze gwiazdy wykazują minimalne iskrzenie. Panoramy, jakie rysuje przed naszymi oczami Nikon WX, są po prostu bajkowe. Trudno to opisać, bo każdy opis będzie banalny w porównaniu z rzeczywistością. Wyobraźmy sobie idealnie skorygowane, płaskie pole widzenia o szerokości niemal 11° i wysokim kontraście. Pozostaje nam delektować się widokami i na nowo odkrywać szerokie kadry. Kompleks ciemnych mgławic Barnard 142-3 z dużym zapasem skadrowanych wraz z gwiazdami α, β, γ Aql, obłoki gwiezdne Łabędzia powyżej Deneba, cała ciemna smuga mgławicy Barnard 168 z komfortowo skadrowanymi gromadami M39 i NGC 7209, wschodnia część Veila w jednym polu z gromadą NGC 6940.
Mało? To proponuję coś z nieba jesienno-zimowego: NGC 884 i 869 + Stock 2 + Trumpler 2, a nieco wyżej w tym samym kadrze wschodnie ramię Kasjopei z M103, NGC 663 i okolicznymi mniejszymi gromadkami. Samotne Plejady, Kaskada Kemble’a czy gromady Woźnicy M38, M36 i M37 ze sporym zapasem mieszczące się w polu widzenia WX 7x50 to kolejne przykłady, których uroku nie sposób wyrazić słowami. W tej lornetce obejmiemy obszar, w którym zmieścimy gromadę otwartą NGC 752 w Andromedzie i galaktykę M33 w Trójkącie. Potwierdziły się tu moje wrażenia z obserwacji dziennych: to tak, jakby patrzeć przez szerokie okno oczami o źrenicach 50 mm i widzieć wszystko 7 razy większe kątowo. Nie przez lornetkę. Swoimi oczami. Jedyna oznaka istnienia optyki WX ujawnia się podczas skanowania nieba, podczas którego można dopatrzeć się delikatnego zagięcia kątowego przy diafragmie.
Lornetki 7x50 nie są mocarzami w rozdzielaniu gwiazd podwójnych. W Nikonie udało mi się bez problemu rozdzielić 16 Cygni (6,0
mag + 6 ,2
mag, sep. 39") i z trudem 61 Cygni (5,3
mag + 6,1
mag, sep. 31").
Niestety, nie miałem możliwości spojrzeć przez Nikona na Księżyc. Żałuję tym bardziej, że mam pewne wyobrażenie, jakie obrazki malowałaby ta lornetka przed moimi oczami. Podatność na odblaski w warunkach nocnych sprawdziłem na odległej jasnej latarni. Zarówno z latarnią w polu widzenia, jak i w jego pobliżu, obrazy są kontrastowe i czyste, z idealnym oddaniem świateł i cieni. Wokół źródła światła widoczna była lekka, naturalna poświata, a w trakcie przesuwania kadru pojawiały się czasem pojedyncze bliki, o których mógłbym nawet nie wspominać.
PodsumowanieJak podsumować tak jednostronnie pozytywną recenzję? Bez wątpienia Nikon WX 7x50 nie jest lornetką uniwersalną. Nie jest też lornetką, której zalety doceni każdy. Wielu powie, że to tylko kolejna lornetka 7x50 z szerokim polem widzenia. Jednak to, co się dzieje w tym polu nie daje nam szansy pomyśleć, że mogłoby być lepiej. Wady optyczne, do których przyzwyczaiła nas większość lornetek, wady, które pozwalają pisać nam barwne recenzje i porównania, w Nikonie WX 7x50 są szczątkowe lub po prostu nie istnieją. Ta lornetka daje nowy wgląd w szerokie kadry nocnego nieba, choć wymaga nieba naprawdę ciemnego. Jednak cóż powstrzyma potencjalnego nabywcę Nikona WX przed wypadem do Chile, RPA czy do Australii, by wycisnąć z jej optyki maksimum możliwości?
Mam świadomość, że jestem jednym z nielicznych szczęśliwców w Polsce, którzy mieli możliwość dłuższego obcowania z lornetką serii WX. Przez te kilka dni wielokrotnie wyjmowałem ją z kuferka, obracałem w dłoniach, przykładałem do oczu, by ponownie ją odłożyć. Nie chciałem, by cokolwiek, co warte poznania i opisania, umknęło mi i mam nadzieję, że się udało.
Cóż mogę napisać w ostatnim akapicie? Lornetka jest po prostu doskonała. Dopracowana konstrukcyjnie, mechanicznie i optycznie. Ale czy może to dziwić, jeśli Nikon zdecydował się zaprojektować i dopuścić do seryjnej produkcji lornetkę, która obala mity i wyznacza nowe granice? Próbowałem doszukać się jakichś wad niezwiązanych z ergonomią użytkowania uzależnioną od indywidualnych cech fizjonomicznych obserwatora, choćby jednej. I... tak, znalazłem ją. Zestaw WX ma jedną poważną wadę. Jeśli zdecydujemy się jednak wydać wszystkie swoje oszczędności na zakup tej lornetki, nie będziemy mogli dokręcić adaptera statywowego. No chyba że pożyczymy od kogoś małą monetę...
Lornetkę do testu udostępniła firma Nikon CEE GmbH