Od dwóch dni jestem posiadaczem przenośnego montażu Takahashi EM-11. Mimo widocznej nawet na zdjęciach mgły słoneczna pogoda skusiła mnie, aby wyciągnąć go z domu i zrobić kilka zdjęć. Temperatura na zewnątrz to minus 8, więc uwijać trzeba było się szybko. Po zrobieniu sesji szybkie luknięcie na spokojne Słońce i do domu, do klawiatury.
Brakowało mi montażu typowo przenośnego, który jestem w stanie szybko rozłożyć i złożyć. Chciałem też, aby montaż można było zabierać do samochodu lub samolotu w czasie ewentualnych wakacyjnych wyjazdów. Montaż został kupiony z tzw. drugiej ręki na internetowej giełdzie Astromart. Poza kilkoma drobnymi rysami sprzęt nie nosi praktycznie żadnych śladów użytkowania. Pod względem mechanicznym, przynajmniej zewnętrznie nie zauważyłem żadnych cech różniących go od montażu kupionego w sklepie. Na niektórych elementach jest jeszcze fabryczna folijka.
Na początek trochę suchych danych.
Nośność montażu podawana przez producenta to 8.5 kg. Jest ona podobno o 20% procent wyższa od swojego poprzednika, montażu EM-10.
Waga głowicy: 7.3 kg bez przeciwwag.
Zasilanie: 12 lub 24V
Pobór prądu: przy 12V to 1.7A, przy 24V to 1.9 A
Temperatura pracy: -5 do +30 C
Zaskoczyła mnie wielkość EM-11. Nie ukrywam, że spodziewałem się czegoś mniejszego, wielkości mniej więcej EQ3. Takahashi jest większe.
Drewniany statyw robi zaskakująco pozytywne wrażenie. Jest niesamowicie stabilny. Nawet stosując dużą siłę ciężko jest go poruszyć. Nogi tripodu wykonane są z filipińskiego mahoniu. Są bardzo ładne. Śmiesznie wyglądają mocowania nóg tripod do podstawy. Są to żywcem przeniesione zapięcia - ośki stosowane w sportowych rowerach. Od razu sobie z tym skojarzyłem, gdy je zobaczyłem, i zaśmiałem się w duchu, że pewnie są Shimano. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, ze faktycznie na każdym z nich jest logo firmy Shimano! Drewniane nogi są wysuwane, choć w praktyce robi się to właściwie tylko dla wygodniejszego „wizuala” konkretnych obiektów. Nigdy przy astrofotografii.
Ciekawym patentem jest to, że gdy nawet mocowania Shimano przestaną trzymać to oderwaniu się nogi od podstawy przeszkodzi gładko polerowana śruba widoczna na zdjęciu. Działa to jednak tylko wtedy, gdy po zamocowaniu nogi wkręcimy śrubę do końca, co stworzy rodzaj rygla chroniącego przed wysunięciem się nogi z podstawy.
Śruby w nogach montażu zrobione są z mosiądzu. Brąz na zdjęciach to nie rdza, która przestraszyła mnie gdy zobaczyłem ten charakterystyczny kolor.
„Ostrogi” na dole tripoda pozwalają na stabilne wbicie montażu w terenie.
W korpusie montażu fabrycznie zamontowana jest lunetka biegunowa. Sposób ustawiania tej lunetki na gwiazdę polarną jest szeroko chwalony przez użytkowników Takahashi. Lunetka wraz z precyzyjnie narysowanymi podziałkami solidnie siedzi w montażu. Nie ma mowy o jakimkolwiek drgnięciu lunetki podczas jej focusowania lub obracania. Zakrywana jest wykonaną z metalu zatyczką, która na obwodzie pokryta jest paskiem czarnej gumy, aby łatwiej się nią obracało. Bardzo wygodnie zabudowana jest libella, czyli poziomica w oprawie lunetki biegunowej. Obraz w lunetce jest oczywiście podświetlany. Do ustawiania na północ w praktyce wykorzystuje się darmowy program ściągany z sieci, który wyświetla na ekranie PC obraz przewidywany w polu lunetki. Jeśli uzyskamy taki sam w realu mamy wówczas gwarancję bardzo dokładnego ustawienia na Polarną.
Montaż działa standardowo od 20 do 50 stopni szerokości geograficznej. Mieszkańcy od Krakowa w górę są poszkodowani, gdyż aby uzdatnić montaż do pracy w wyższych szerokościach muszą pokombinować z wysuwaniem nóg tripodu. Lepiej w sumie tak niż rozwiązanie w pewnym montażu klasy EQ3, który chciałem używać jakiś czas temu tuż koło równika. Sprawdziłem w Polsce, czy skala szerokości jest do zera. Była. Okazało się na miejscu, że skala do zera jest tylko teoretyczna. Przy bodajże 7 stopniach montaż się blokował i nie dawało się go bardziej przesunąć mimo skali od 0 do 90 stopni.
Stalowy trzpień obok wajchy blokady ma najprawdopodobniej za zadanie chronić przed zbyt dużym otwarciem blokady. Blokowanie każdej z osi jest identyczne jak chociażby w montażach EQ6. W tym aspekcie znane mi montaże bije o głowę Losmandy ze swoim wspaniałym systemem sprzęgła. Nie ma potrzeby blokowania i odblokowywania każdej z osi. Wystarczy pchnąć ręką w dowolnej osi, a teleskop się przesunie i prowadzenie w osi R.A. ciągle działa! Tyle dygresji.
Obawiałem się solidności tych wszystkich drobniutkich gniazd na głównym panelu Temma 2 Jr.. Ku mojemu zadowoleniu wszystko wygląda solidnie. Gniazda nie mają najdrobniejszych luzów. Na pewno uciążliwe jest wkładanie w ciemnościach kabli do tych gniazd, gdyż są one okrągłe a ich polaryzacja najczytelniejsza nie jest. Pod tym względem gniazda telefoniczne stosowane często w nie-Takowskiej astrofotografii są zdecydowanie lepsze. Wadą jest ich delikatność a co za tym idzie awaryjność. Tu powinno być ok. Dodam, że zaskoczyło mnie jak małe są wykorzystane tutaj silniczki.
Japończycy ewidentnie oszczędzali na przyciskach w swoim pilocie. Oprócz standardowej funkcji czterech strzałek dzięki kombinacjom dwóch klawiszy funkcyjnych przełącza się pomiędzy szybkościami pracy montażu. Nie wgłębiałem się w to jeszcze, ale już zdążyłem zauważyć, że nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie. Trzeba po prostu pamiętać jaki klawisz ile razy trzeba nacisnąć aby np. wprowadzić montaż w tryb nadający się do guidowania przez PC i astrokamerę. Rozwiązanie to dalekie jest od intuicyjności. Pilotem można przełączać pomiędzy prędkością gwiazdową i słoneczną. Nie ma niestety księżycowej, co wg mnie jest bardziej przydatne niż słoneczna.
Należy pamiętać, że montaż ten kupowany jest bardzo często jako dodatkowy, zabierany niezbyt często na wyjazdy. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że można zapomnieć te nawet najważniejsze kombinacje przycisków od ostatniej sesji z tym sprzętem. Szkoda. Może warto wydrukować sobie małą ściągę, zalaminować i schować do walizki. Należy dodać, że wygląd pilota powoduje, przynajmniej u mnie śmiech, ale jest poza aspektem estetycznym bardzo solidnie wykonany. Niestety nie ma wyświetlacza. Wyświetlacz jest dostępny jako dodatkowa opcja. Wówczas mamy możliwość wyboru obiektów z katalogu GO-TO. Tu kilka słów należy się na temat GO-TO. To jest GO-TO bez Go-TO. Tzn. jest, ale właściwie nie ma. Montaż Takahashi wyposażony w Temma 2 jr. jest urządzeniem, które pozwala na automatyczne odnajdywanie obiektów na niebie, pod warunkiem, że jest podłączony do komputera lub palmtopa. Standardowo dołączany jest do montażu program planetarium o nazwie Pegasus. Nawet go nie instalowałem. Złoty standard, przynajmniej u mnie to The Sky 6. Bez żadnego problemu montaż poprzez łącze RS232 połączył się z moim laptopem. Pewien kłopot sprawiła mi interpretacja zachowania montażu przy pierwszych próbach z GO-To. Montaż nie chciał chodzić w tę stronę, w którą chciałem. TUR z Bogdanem J. wyjaśnili mi, że potrzebne jest każdorazowe dogadanie montażu z PC po której stronie jest teleskop, a po której przeciwwagi. Wygląda na to, że teraz wszystko będzie ok. Klika się na dowolnym obiekt w planetarium, a on sobie tam drepta. Akurat słowo „drepta” przy prędkości tego montażu jest najlepsze. Ograniczeniem montażu jest jego mała prędkość podczas przesuwania się przy naciskaniu guzików pilota oraz w funkcji GO-TO. Przy zasilaniu 12V jest to 120x prędkość gwiazdowa. Przy zasilaniu 24V wzrasta do 250x. Jest to bardzo mało w porównaniu np. z Losmandy lub Astro-Physics, gdzie jest 1200. Pięć razy szybciej. Zakładając, że montaż ten zgodnie z celem zakupu używany jest do astrofotografii jego żółwiowatość nie jest problemem. Ustawia się zazwyczaj na 2, 3 obiekty w ciągu jednej nocy i tyle. Jeśli jednak wyobrazimy sobie sytuację, że jesteśmy na egzotycznych wakacjach, zapominamy o astrofoto i chcemy sobie skacząc po niebie zrobić maraton po nieznanych nam obiektach, to może to być już denerwujące. No ale cóż zrobić. Trudno.
Stopka pod „dovetail” lub „clamshella” jest chyba standardowa dla Takahashi. Okrągłe gniazdo z dwoma otworami pod śruby 8mm. Dobrze, że Tak nie hołduje calowemu systemowi śrub. Od prawie roku posiadam refraktor Takahashi Sky90. Sprzęt miał problemy z kolimacją i poległ przy próbach astrofotograficznych. Skończyło się na rozebraniu sprzętu przez Janusza do rosołu i ponownej kolimacji. Od tego czasu ani razu nie podłączałem go do astrokamery. Nie było okazji tzn. proszę czytać: nie chciało mi się marnować pogodnej nocy. Kilka razy obserwowałem nim jasne obiekty i obraz np. Księżyca jest perfekcyjny. Do mojej dzisiejszej sesyjki zestawiłem te dwa idealnie pasujące do siebie gadżety. Clamshell obejmujący refraktor idealnie pasuje do stopki w EM-11. Zawsze miło jest zestawiać sprzęt w taki (Taki?) właśnie sposób. Dwoma śrubami w pół minuty przymocowałem jedno do drugiego.
W zestawie są dwie przeciwwagi. Jedna z dużym zapasem wystarcza do zrównoważenia takiego refraktora jak Sky90. Drugą wykorzystałem do dociążenia statywu pod choinką...
W moim zestawie jest też zasilacz. Uniwersalny na 110 i 220V. Trzeba tylko wewnątrz przestawić przełącznik. Jego ażurowa konstrukcja budzi mój strach. Wyobrażam sobie jak w wilgotnej nocy dotykam ręką obudowy lub wpada do niej jakiś kabelek lub drut i zaświecę jak na filmach rysunkowych. Zasilacz mocowany jest na velcro do maleńkiej walizeczki Baby Pelicancase. Dobrze, że jest na stałe przyczepiany do wnętrza tej solidnej walizeczki, którą można przymknąć i zabezpieczyć się przed porażeniem. Nie jest to rozwiązanie ze snu behapowca. No chyba, że z koszmaru. Montaż używany był chyba w zalesionej okolicy bo w walizeczce na zasilacz było kilka bardzo długich igieł. Poprzedni właściciel mieszkał w Massachusetts.
Na zdjęciu widać dwie walizki zestawione ze sobą. Walizka na montaż jest wyjątkowo duża. Większa znacznie od i tak już dużej walizki Pelicancase na STLa. Na pewno nie da się jej zabrać do kabiny samolotu. Trzeba nadawać jako główny bagaż lub po prostu przeładować do czegoś mniejszego.
Czas na podsumowanie.
EM-11 jest moim pierwszym montażem tej firmy. Przyznam, że do tej pory podchodziłem do montaży Taka z rezerwą połączoną z respektem dla pochlebnych opinii, które tu i tam można usłyszeć. Zniechęcały mnie pewne kosmetyczno-użytkowe rozwiązania stosowane przez Taka w swoim sprzęcie. Przede wszystkim wydające się być niestandardowymi przewody, komicznie wyglądający pilot (jak popielniczka z przykręconymi guzikami) oraz dosyć skomplikowana mechanika samego montażu- chociażby w porównaniu z prostym jak cep Losmandy.
Chciałem sprzęt typowo wypadowy. Cały zestaw: tripod, montaż, przeciwwagi i refraktor bez większego trudu można przenosić już po zestawieniu wszystkiego w gotowy zestaw.
Choć spodziewałem się czegoś mniejszego to i tak montaż spełnia moje założenia. Bardzo ważne jest to, że EM-11 wykonany jest perfekcyjnie. Nie znalazłem żadnego elementu czy rozwiązania, które pod względem wykonania rozczarowywałoby. Wszystko wykonanie w najwyższym standardzie. Bardzo stabilny, a przy tym lekki tripod. Deklarowane bardzo małe PE, mniej niż +/- 5 arcsec. Podobno najlepszy system lunetki biegunowej z dostępnych na rynku.
Przy zakupie tego montażu kluczowe dla mnie było też wejście na autoguider. Podczas wypadów chciałbym, aby montaż obsłużył dwa zestawy zamontowane równocześnie na specjalnym dovetailu obok siebie. Pierwszy to refraktor Sky90 z kamerą SBIG ST-10. Drugi to bardzo ciężka kamera STL-11000 z obiektywem Nikkor 180ED. Do każdego z zestawów pasowałoby zamontować Motofocusery i ogrzewacze obiektywów. Deklarowana nośność montażu to 8.5 kg. Mój zestaw będzie miał mniej niż ta waga. Ciężka kamera STL jest blisko środka ciężkości. Wierzę, że sprzęt sprawdzi się w takim podwójnym zestawie. Zwłaszcza, że focić będę względnie krótkim ogniskowymi: i 180mm
Chyba jedynym minusem jest niezbyt duża prędkość tzw. slewowania czyli przesuwania po niebie. Musze sprawdzić jeszcze jak wygląda składanie tripoda do walizki. Dotychczas statyw od EQ3-2 rozkładałem na czynniki pierwsze i w poprzek wkładałem do walizki. Trzeba będzie sprawdzić jak to będzie wyglądało w tym przypadku. Mam nadzieję, że nie będę musiał kupować nowych walizek.
To chyba tyle spisywania na szybko wrażeń z pierwszych godzin posiadania EM-11.
W każdym z takich przeglądów wypada podać cenę omawianego sprzętu. Nie wiem ile dokładnie kosztuje cały prezentowany nowy zestaw razem z dwoma walizkami, zasilaczem i kablem do SBIG-a. Wiem, że kabel łączący kamerę z montażem kosztuje 110$. Chore! Koszt materiału na ten kabel w Castoramie to pewnie 20 PLN.
Nowy montaż dokładnie taki sam bez walizki kosztuje 3474$.
Za swój z wymienionymi dodatkami dałem równe 8 tys. PLN. Do tego cło oraz VAT.
Pozdrawiam serdecznie
Tiamat- Michał Żołnowski