2. Wykonanie
Producent na swojej stronie reklamuje go jako soczewkę optymalizowaną dla swojej linii teleskopów 66mm. Wspomina też, że powinien również działać z trochę większymi maluchami takimi jak 80 czy 90mm.
Flattener jest wyposażony od strony soczewki w gwint zbliżony do M42. Piszę "zbliżony" bo łapie z moją przejściówką do Canona tylko na dwa zwoje. Zupełnie wystarcza to jednak by pewnie go umocować. Daje to jednak pewien dyskomfort. Od strony wyciągu znajdziemy gwint do przykręcenia filtra 2". Flattener ten posiada dość fajną funkcję - jest obrotowy. Po poluzowaniu tej srebrnej śrubki możemy nim kręcić prawie jak obrotowym wyciągiem. Pozwala to w lunetach nie posiadających takowego na sprawne wykadrowanie fotografowanego obiektu. W tym przypadku "prawie" czyni jednak pewną różnicę. Okazuje się, że po poluzowaniu śrubki część flattenera wysuwa się prawie o milimetr. Pozostaje nadzieja, że po dokręceniu jej wraca na to samo miejsce. Jak jest to ważne przy perfekcyjnym ustawieniu ostrości nie trzeba chyba pisać. Na wszelki wypadek, warto wykadrować obiekt przed ustawieniem ostrości.
Porównując ogólne wykonanie flattenera do kątówki William Optics, którą mam od ponad roku muszę przyznać, że jest zrobiony trochę lepiej. Z kątówki w miejscach styku z śrubą blokującą wyciągu odłazi farba. Flattener jest czerniony znacznie solidniej. Wygląda na to, że jest anodowany.
Soczewka ma zielonkawe warstwy antyrefleksyjne takie, jakie spotykamy w szkłach Pentaxa czy Tele Vue. Według producenta jest to dublet wykonany ze szkła znanej firmy Ohara.
Z braku pogody, na razie, jako ciekawostkę pokazuję tylko fotkę dzienną. Jest to pełna klatka z 300d i ED80 bez żadnej korekcji barwnej. Balans bieli ustawiony na auto.
poprzedni rozdział |
następny rozdział
Spis treści
1. Pierwsze wrażenia
2. Wykonanie
3. Czas na fotki